piątek, 8 maja 2015

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO...

Cześć wszystkim!

Jeśli tu trafiliście to znaczy, że albo mnie znacie i jesteście ciekawi gdzie ostatnio mnie poniosło, albo znaleźliście mój blog przypadkiem i liczycie na podróżniczą inspirację!

Mam nadzieję, że zaczerpniecie tu wystarczającą ilość energii z całego świata(;

No ale nie wszyscy wiedzą jak to się zaczęło i dlaczego postanowiłam założyć bloga.

W grudniu 2013 roku dowiedziałam się od koleżanki o organizacji prowadzącej wymiany międzykulturowe. Od razu się tym zainteresowałam, ale okazało się, że do końca zgłoszeń zostały 4 dni! Cudem zdobyłam wszystkie papiery, wysłałam i czekałam na odpowiedź..
Wymyśliłam sobie, że skoro jestem świeżo po dwujęzycznym gimnazjum z językiem niemieckim, to warto by pojechać na 3 miesiące do Niemiec. Dostałam zaproszenie na rekrutację do Krakowa i po miesiącu dostałam meila z odpowiedzią -


Trochę miałam nadziei, a trochę odpuściłam (chociaż do Włoch się miejsce zwolniło i komuś się udało 'wskoczyć').
Nie miałam w planach wymiany rocznej. Rok w plecy, mieszkanie u obcej rodziny AŻ tak długo, no i względy finansowe.

W tym czasie do mojej szkoły do równoległej klasy chodziła przemiła dziewczyna - Sarah. Była Włoszką i swoją roczną wymianę spędzała w Polsce. Świetnie było wymieniać z Nią doświadczenia i wszyscy uwielbiali jak zaczynała "A we Włoszech jest tak...".

W wakacje letnie 2014 roku zaczęłam namawiać koleżankę z klasy na wymianę roczną. Z początku się opierała, ale wspólnie znalazłyśmy mnóstwo korzyści z takiego wyjazdu.

Zaczęłyśmy wszystko planować, a jednocześnie dopadały nas czasem chwile zwątpienia. W końcu rok to mnóstwo czasu, a jedziesz w nieznane..

W końcu na początku grudnia wysłałyśmy aplikacje wstępne. Już nie na program trymestralny, ale roczny. Kraje, do których chciałam pojechać to Argentyna, Hiszpania, Niemcy lub Szwajcaria.

Na początku stycznia pojechałyśmy liczną ekipą z Poznania (bo aż w siódemkę i wszyscy z Zespołu Szkół nr 1 w Poznaniu;) do Krakowa na Selection Camp - krótki, weekendowy obóz rekrutacyjny. Bawiliśmy się świetnie i poznaliśmy pozytywnie zakręconych ludzi!

Rzadko czuliśmy się faktycznie oceniani czy rekrutowani, a wolontariusze chętnie dzielili się doświadczeniami ze swoich wymian.

Po powrocie do Poznania nastał okres czekania na decyzję...Mijały tygodnie, a odpowiedzi wciąż nie było.

W końcu 10 lutego o godzinie 17.21 dostałam upragnionego meila. Pojechałam do koleżanki, która już wiedziała że dostała się na program roczny do Belgii Francuskiej. Z wypiekami na twarzy otworzyłam meila, a później załącznik z wynikami -


Belgia? Flamandzka? Pewnie pomyłka, zadzwoniłam do biura AFS, a tam powiedzieli mi, że owszem dostałam się do Hiszpanii na program roczny ale jestem...za STARA!

Gdybym była sama to bym zaczęła płakać, ale że byłam u koleżanki to nie wypadało, więc przyjęłam mężnie tą informację i zaczęłyśmy szukać jakiś informacji o naszym wspólnym kraju (później okazało się, że wcale taki wspólny nie jest :P).

Następnego dnia wszyscy gratulowali mi i było bardzo miło, a ja nadal udawałam, że się uśmiecham..
Minęło trochę czasu zanim oswoiłam się z tą myślą. Kolejna droga przede mną otwarta. I pomaga mi językowo w moich marzeniach o Republice Południowej Afryki...

Po miesiącu byłam już więcej niż pewna, że Belgia Flamandzka jest moją szansą rzuconą przez los (;.
Później wypełnianie aplikacji międzynarodowej, pisanie listu do potencjalnej rodziny goszczącej i znów czekanie.

Tym razem na rodzinę, u której spędzę to wspaniałe 10 miesięcy!